wyszukiwanie blogów

sobota, 12 października 2013

Lapidarium Nowych Rozdziałów.



Autor: Tsuki

BAKA: ROZDZIAŁ 10
Fragment:
Deidara beznamiętnie wpatrywał się w olbrzymi ekran. Zaczynał się zastanawiać, czy Siwy w ogóle patrzył na to, co wybierał. W tej sali wyświetlano jakiś nudny dramat. Nawet zerknął na bilet, sprawdzając, czy aby nie pomylili numerów. No nie, wszystko się zgadzało.
Powieki ciążyły mu niemiłosiernie. Kilka razy przysnął na siedząco i po chwili podrywał się w miejscu, wybudzony przez pochlipywanie jakiejś kobiety z tyłu.
Gdzieś tak w połowie seansu Sasori poczuł na ramieniu ciężar. Zerknął w tamtą stronę i spłonął rumieńcem, na widok śpiącego blondyna.
Powinien go teraz jebnąć w ten zakuty łeb, ale wtedy zacząłby się awanturować i prawdopodobnie wywaliliby ich z sali. A to groziło nie zaliczeniem „zadania”… Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że są obserwowani. Co dziwniejsze, nigdzie nie widział Hidana, Konan, czy Yahiko, ani nikogo innego, kogo by znał.
– Świrujesz. – mruknął do siebie, wracając do oglądania filmu. Co jakiś czas zerkał na śpiącego Deidarę, zagryzając przy okazji popcorn. Wyglądał teraz tak spokojnie, zupełnie jak swoje przeciwieństwo… Już miał przyznać, że może jakby się ciągle nie kłócili, to dałoby się go nawet polubić, gdy z ust śpiącego blondyna wydobyło się ciche „głupi pokurcz”. Sasori wydął usta i zmarszczył brwi w geście niezadowolenia, a potem z powrotem odwrócił się w stronę ekranu.





Autor: Grace Wolf

16
Fragment:
Dzięki wysiłkowi fizycznemu zimno przestało mnie tak bardzo atakować. Czułam się jakby cienka otoczka znalazła się na mojej skórze, chroniąc przed niską temperaturą. Jedynym minusem było zmęczenie, które dawało sobie we znaki wraz z każdym oddechem. Temari zdążyła oddalić się od rezydencji Uchiha na całkiem sporą odległość, a ja po prostu potrzebowałam jej towarzystwa. Już, teraz, natychmiast. Dlatego biegłam brodząc stopami w mokrym śniegu i sprawiając, że pęd powietrza napierającego na moją twarz był jeszcze większy.
- Temari! – krzyknęłam, gdy na horyzoncie dostrzegłam małą, ciemną postać.
Blondynka zatrzymała się, kierując na mnie zdziwione spojrzenie.
Dysząc, przyspieszyłam tempa i zatrzymałam się tuż przed nią. Oparłam dłonie na swoich kolanach głęboko oddychając.
- Sei? – zapytała unosząc brwi. – Co ty tu robisz? Nie powinnaś przypadkiem leżeć w łóżku i odpoczywać?
- Od czego? – wyparowałam z ironią w głosie, prostując się – Od mojej matki, Madary, Pana Ktosia, Sasuke, Sakury czy też Hikaru?!
- Pana Ktosia?




Autor: Banshee

Rozdział dziewiąty
Fragment:
Miałam już się odwracać, gdy poczułam ciepło na dłoni. Zaskoczona opuściłam wzrok na rękę. Sasuke mnie za nią złapał. Obrzuciłam go speszonym spojrzeniem, uśmiechał się nonszalancko. Nagle puścił moją dłoń i niespodziewanie znalazłam się w jego ramionach. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Moje ręce zwisały luźno wzdłuż tułowia, dopiero po chwili otępienia zdołałam unieść je do góry i ułożyć na plecach Uchihy. Gdy już odzyskałam trzeźwość umysłu, on jak na złość mnie puścił. Pragnęłam, żeby ta chwila trwała wiecznie!




Autor: Grace Wolf

5
Fragment:
Głuchą ciszę wypełniał tylko jej ciężki, nierówny oddech. Wiedziała, że powinna się podnieść, zacząć leczyć swoje obrażenia, jednak nie ruszyła się z miejsca. Krew zdążyła już dawno zaschnąć w kącikach jej ust, przez co miała wrażenie, że jej skóra jest naciągnięta i sztywna. Zresztą nie było to tylko wrażenie. Miała ochotę się rozpłakać, ale wiedziała, że wtedy zmyje makijaż, który nałożyła jej Temari. Pozbawiona możliwości ujawnienia swojego bólu, przez kilka godzin leżała sztywno na podłodze, nie wycierając nawet śliny Madary ze swojej twarzy. Zielone tęczówki obserwowały ślamazarne przemieszczanie się światła słonecznego po podłodze. Sunęło po niej powolnie, przypominając wodę morską, której małe fale pozostawiały mokre ślady na piasku. Gdyby się skupiła, mogłaby sobie wyobrazić cichy szum morza. Tam jednak fale znajdowały swoją drogę powrotną. Atakowały suchy ląd i wracały na miejsce, jakby miały wyznaczoną jakąś niewidzialną granicę.




Autor: Shana-chan

Rozdział VI ,,Ból jest nieunikniony,cierpienie obowiązkowe''
Fragment:
Minął tydzień
Nadal nie wracają. Musi się coś dziać.
Cholera !
Mam nadzieję,że tym razem w nic się nie wpakowałaś...
o czym ja myślę. Pewnie jak zwykle narobiła problemów.
Martwiłem się. Przecież nie może jej się nic stać ! . Wtedy...wtedy moja zabawa nie będzie tak fascynująca !. Z siłą jej i Obito wygranie wojny,to będzie pikuś.
Zaśmiałem się.
Zdaję sobie sprawę z tego,co Shana może do mnie poczuć. Ale w tym świecie nie ma miejsca na miłość.
Kochałem mojego brata . To była osoba najbliższa mojemu sercu . Owszem,rywalizowaliśmy o miano ,,silniejszego'' ,jednak mimo wszystko...mimo wszystko był moim bratem . Był na pierwszym miejscu.
Ale straciłem go. Straciłem przez tą głupią Konohę,przez Senju !
Shana...też kiedyś prawdopodobnie odejdzie.
Jednak świat zmieniony przeze mnie pozostanie na zawsze.
Nie odpuszczę.
Nie poddam się.
Będę o to walczył do upadłego .
Bo to jest moja droga ninja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz